Klasowy wesołek, wychodząc do ubikacji, ukradkiem zabierał leżący na parapecie zegarek kieszonkowy nauczycielki i przesuwał wskazówki, by przyspieszyć zakończenie lekcji – tak psocono w żółwińskiej szkole w latach 30. ubiegłego wieku.
Andrzej Frej rozpoczął naukę w 1933 r. w czteroklasowej szkole powszechnej, która zajmowała jedną izbę wynajmowaną w murowanym domu Janiny i Józefa Górczyńskich, przy obecnej ul. Słonecznej 10. Ciało pedagogiczne szkoły składało się z jednej nauczycielki – Jadwigi Bośniackiej. Codziennie dojeżdżała kolejką EKD z Milanówka do Podkowy Leśnej, a stamtąd pieszo ulicą Żółwińską (obecnie Jana Pawła II) docierała do naszej wsi, tonąc wiosną i jesienią w błocie, a zimą w zwałach śniegu.
U Górczyńskich
- Klasy były łączone – opowiada Andrzej Frej. – Rano w prawym rzędzie ławek siedziała pierwsza klasa, a w lewym – druga. Po południu uczyły się klasy trzecia i czwarta. Pani Bośniacka prowadziła zajęcia ze wszystkich przedmiotów. Przed lekcjami kładła na parapecie kieszonkowy zegarek na długim łańcuszku. Jeden z uczniów, wychodząc do ubikacji, zabierał go ukradkiem, przesuwał wskazówki, a wracając, odkładał zegarek na miejsce. Zmylona pani Bośniacka kończyła lekcję wcześniej. Za którymś razem nauczycielka przyłapała żartownisia i wezwała jego ojca do szkoły. Wybuchła wielka awantura, ojciec ganiał syna po podwórku Górczyńskich.
Zdzisław Cackowski rozpoczynał naukę w żółwińskiej szkole w 1935 r. Tak ją zapamiętał: - To był zwykły dom z obejściem – stodołą, oborą, piwnicą. Cała szkoła mieściła się w jednej izbie. Uczyło się w niej ze trzydzieścioro dzieci z Żółwina i Owczarni. Do końca życia nie zapomnę, jak nauczycielka postawiła mnie do kąta i kazała całą godzinę patrzeć w ten kąt. Nie wiem, za co zostałem tak ukarany. W 1938 r. szkołę u Górczyńskich zlikwidowano, całą czwartą klasę uczyłem się w Kostowcu, przy katowickiej trasie. Chodziliśmy do tej szkoły przez pola w siedmioro lub ośmioro – zimą brnęliśmy po pas w śniegu.
W Kostowcu była siedmioklasowa szkoła Zgromadzenia Maryi. Skończył ją m.in. Andrzej Frej. Aby wypełnić ustanowiony w okresie międzywojennym obowiązek szkolny obejmujący siedem klas, żółwińscy uczniowie musieli mieć odpowiednie buty – boso nie doszliby zimą do Kostowca, Grudowa, Książenic czy Brwinowa, gdzie były najbliższe szkoły. Nie wszystkich rodziców było stać na taki wydatek, dlatego część dzieci – jak wspomina Józef Grzejszczak – kończyła edukację na kilku klasach szkoły powszechnej. Jego samego rodzice bardziej zachęcali do pasienia krów niż do nauki.
U Heymana
Szkoła u Górczyńskich nie była pierwszą w naszej wsi. Starszy brat Andrzeja Freja, podobnie jak inne dzieci z Żółwina i Owczarni, chodził do szkoły zorganizowanej w willi Józefa Heymana, położonej obok pałacu zbudowanego przez Janusza Regulskiego - dzisiejszej siedziby Wyższej Szkoły Teologiczno-Humanistycznej przy ul. Jana Pawła II 39. Naprzeciwko tamtej szkoły – w zachowanej do dziś drewnianej willi hrabiny Scipio del Campo (przy obecnej ul. Jana Pawła II 44) – znajdowała się inna szkoła. Uczył się w niej m.in. prof. Jerzy Regulski, syn Janusza Regulskiego, doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego ds. samorządu. W niedawnym wywiadzie dla zolwin.pl wspominał: - Hrabina wynajmowała willę na potrzeby – jakbyśmy dziś powiedzieli - zielonej szkoły. Uczniowie początkowych klas z Warszawy uczyli się tu wiosną i jesienią. Od tej szkoły rozpoczęła się moja edukacja, chodziłem do niej przez kilka miesięcy jako jedyny miejscowy uczeń.
Kiedy w Żółwinie rozległ się pierwszy dzwonek? Tego dokładnie nie wiemy, jednak w zaborze rosyjskim, w którym znajdowała się nasza wieś, w ogóle nie było obowiązku szkolnego. Nauka zależała od tego, czy w danej miejscowości była szkoła. W Żółwinie jej nie było, podobnie jak w Owczarni. Podkowa Leśna powstała dopiero w okresie międzywojennym. Dekret o obowiązku szkolnym, który objął także żółwińskie dzieci, wprowadzono po odzyskaniu niepodległości – 7 lutego 1919 r.
Na Ustroniu
Na przełomie XIX i XX właściciel folwarku Żółwin Wacław Myszkowski wydzielił część majątku leżącą między dzisiejszą ulicą Szkolną i Słoneczną, którą nazwano Osadą Ustronie. W maju 1937 r. - na polecenie ówczesnego właściciela folwarku Michała Natansona – mierniczy przysięgły Eugeniusz Bartz wydzielił z Osady Ustronie przeszło hektarową parcelę pod szkołę. Na części tego terenu powstał zachowany do dziś – przy ul. Szkolnej 39A - drewniany piętrowy budynek, w którym urządzono Ośrodek Kultury Wiejskiej Gospodarstwa Rodzinnego, nazywany przez mieszkańców potocznie szkołą gospodarczą lub szkołą gotowania. Był to ośrodek dla dziewcząt zorganizowany - jak wynika z informacji p. Stefanii Frej - przez Marię Karczewską z Borowina i Ewelinę Krzyżewską z Podkowy Leśnej. Czesław Cackowski pamięta, że na parterze znajdowała się duża sala z dwiema kuchniami, zaś na piętrze mieszkały nauczycielki.
Kopia dokumentu udostępniona przez Urząd Gminy Brwinów
30 października 1938 r. Rada Gminna Gminy Młochów (do niej należał wówczas Żółwin) podjęła uchwałę o przyjęciu przyznanej przez Kuratorium Okręgu Szkolnego Warszawskiego dotacji w wysokości pięciu tysięcy złotych na wykończenie budynku ośrodka. Pół roku wcześniej – 8 marca 1938 r. – na posiedzeniu Rady Gminnej odczytano list Michała Natansona o darowaniu gminie pod budowę szkoły w Żółwinie 5600 metrów kwadratowych ziemi i chęci sprzedania pozostałej części działki – 4690 metrów kwadratowych – na Ustroniu za kwotę 418 złotych i 72 groszy. 11 marca Rada Gminna podjęła uchwałę w tej sprawie. Wkrótce potem przystąpiono do budowy murowanego budynku szkoły powszechnej. - W 1938 r., miałem wtedy dziesięć lat, przywiozłem dwa kręgi do szkolnej studni. Przed wojną zbudowano kawałek korytarza i jedną salę. Odbywały się w niej zabawy fantowe – dochody przeznaczano na dalszą budowę. Naukę w tej szkole rozpoczęto w czasie okupacji – wspomina Czesław Cackowski. Jego ojciec, Jan Cackowski, zasiadał w przedwojennym komitecie budowy szkoły, a po wojnie przekazał jej w nieodpłatne użytkowanie działkę, na której urządzono boisko – do dziś stoją tam bramki.
Kierownik Józef Owczarek
Po wojnie wznowiono prace nad budową. Przełomowym momentem było pojawienie się w Żółwinie kierownika szkoły Józefa Owczarka i jego żony Heleny. Starsze już małżeństwo wraz z dobytkiem przywiózł furmanką z Sochaczewa Jan Cackowski.
We własnoręcznie napisanym atramentem na brudno i niedatowanym życiorysie Józefa Owczarka czytamy: "Urodziłem się dnia 16 września 1893 r. we wsi Wyczółki, gmina Kozłów Biskupi, powiatu sochaczewskiego. Po ukończeniu dwóch klas Zakładu Naukowego w Sochaczewie w 1909 r. wstąpiłem do ośmioklasowego Gimnazjum Rocha Kowalskiego w Warszawie, które ukończyłem w 1915 r., a w następnym roku 1916 roczne Kursy Handlowe w Warszawie. W roku 1917 wskutek zatargu z władzami okupacyjnymi zmuszony do opuszczenia Warszawy wyjechałem do Stoczka, powiatu łukowskiego, gdzie pracowałem jako nauczyciel do 1918 r. Po rozbrojeniu Niemców wróciłem w strony rodzinne i otrzymałem nominację na nauczyciela od 1 października 1919 r. we wsi Wyczółki, powiatu sochaczewskiego. […] W okresie swojej 30-letniej pracy nauczycielskiej na terenie powiatu sochaczewskiego brałem czynny udział w życiu społecznym. Pracując na wsi, organizowałem Kółka Rolnicze i Ochotnicze Straże Pożarne. […] Dnia 1 września 1949 r. na własną prośbę i ze względu na dalsze kształcenie dzieci zostałem przeniesiony do Szkoły Podstawowej w Żółwinie, gdzie pracuję do dnia dzisiejszego".
W późniejszym - sporządzonym długopisem - brudnopisie życiorysu Józef Owczarek napisał m.in.: "Po przyjściu do szkoły w Żółwinie zastałem budynek szkolny w bardzo złym stanie. Były tylko dwie izby szkolne, podjąłem prace nad uporządkowaniem stanu gospodarczego i rozbudową szkoły. Powstał Komitet Rozbudowy Szkoły w Żółwinie, staraniem miejscowego społeczeństwa dokonano zalesienia 37 hektarów terenów przyszkolnych".
Jeszcze przed wojną Józef Owczarek został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi, zaś po wojnie jego pracę w Żółwinie doceniono m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem Komisji Edukacji Narodowej i Złotą Odznaką Związku Nauczycielstwa Polskiego. Józef Owczarek jest najbardziej zasłużoną postacią dla żółwińskiej oświaty.
Cała wieś buduje szkołę
W akcji zalesiania terenów między ulicami Szkolną i Słoneczną brał udział m.in. Mieczysław Zieliński, obecny radny Rady Miejskiej w Brwinowie. – Józef Owczarek był wielkim społecznikiem, a zarazem stanowczym, jeśli chodzi dyscyplinę w szkole, dyrektorem. Gdy wychodził na korytarz, natychmiast zapadała głęboka cisza. Dzieci czuły respekt przed tym wysokim, szczupłym, starszym panem. Józef Owczarek uczył rosyjskiego w starszych klasach, jego żona – chyba wszystkich przedmiotów. Obydwoje dojeżdżali kolejką z Kazimierówki, potem szli ze stacji w Podkowie. Helena Owczarek miała kłopoty z nogą i gdy pogoda nie dopisywała, na stacji na małżeństwo nauczycieli czekała furmanka. Sołtys Karol Marchwiak pamięta, że Owczarków do szkoły podwoził często jego ojciec.
Mieczysław Zieliński rozpoczynał naukę w 1954 r. – Szkoła mieściła się wówczas w parterowym budynku z kopertowym dachem. Wchodziło się do niego nie od drogi, lecz od wschodu – świeżo posadzonego lasu. W środku były dwie izby klasowe i kancelaria. Wodę brało się ze studni. Za ubikację – oddzielną dla dziewcząt i chłopców – służyła przegrodzona na pół drewniana szopa. Do szkoły należał także drewniany budynek przedwojennej szkoły gotowania. W dużej sali na parterze odbywały się lekcje łączonych klas, a także zajęcia wychowania fizycznego. Na piętrze urządzono dwa mieszkania dla nauczycieli. Szkoła rozbudowywała się przy mnie. Już w drugiej-trzeciej klasie wraz z innymi uczniami pomagałem rozładowywać furmanki z cegłą. Prace wykonywano w czynie społecznym, szkoła powstawała dzięki pracy mieszkańców Żółwina i Owczarni. Latem obok szkoły układano dechy, na których odbywały się zabawy taneczne. Zabawy były połączone z loteriami, fanty – od garnuszka po indyka - przynosili sami mieszkańcy. Dochody zasilały fundusz budowy szkoły.
Budynek dawnego Ośrodka Kultury Wiejskiej Gospodarstwa Rodzinnego (ul. Szkolna 39A)
Elżbieta Pokropek, mieszkanka Owczarni, pamięta, że na zabawach przy szkole grał najbardziej znany w okolicy akordeonista Józef Kindzierski, także z Owczarni. Mieszkańcy tej wsi chętnie włączali się w budowę: – Mój ojciec, Stanisław Pokropek, który do 1964 r. był przewodniczącym Gromadzkiej Rady Narodowej w Żółwinie, na loterię fantową podarował barana, to była sensacja. Drewniane okna dla szkoły wykonał pan Jarzyna, jego syn założył znaną brwinowską cukiernię.
Dziś w bryle żółwińskiej szkoły trudno rozpoznać fragment z pierwszym domem – znajduje się on pod mieszkaniami nauczycieli.
Sołtys Karol Marchwiak rozpoczął naukę w żółwińskiej podstawówce w 1957 r. Gdy ją kończył, szkoła miała już klasy na parterze i na piętrze. – Urządzono dobrze wyposażoną salę fizyczno-chemiczną z wieloma odczynnikami oraz pracownię z narzędziami, w której mieliśmy zajęcia techniczne. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiliśmy, były kije hokejowe. Na parterze drewniaka nadal odbywały się lekcje klas łączonych. W podstawówce działał SKS (Szkolny Klub Sportowy) i drużyna harcerska. Jeździliśmy na wycieczki do Warszawy, w której było jeszcze wiele śladów wojennych zniszczeń.
W 1974 r., w ramach reformy, zlikwidowano wiejskie szkoły, a ich uczniów przeniesiono do zbiorczych szkół gminnych. Budynek żółwińskiej szkoły adaptowano na dom dziecka. Uczniowie wrócili do Żółwina w 1990 r. Po reformie zarządzonej w 1999 r. ośmioklasowa szkoła podstawowa stała się sześcioklasową – na otwarcie gimnazjum Żółwin czekał do 2003 r. W międzyczasie zbudowano m.in. salę gimnastyczną. Obecnie w 14 klasach Zespołu Szkół w Żółwinie uczy się 260 uczniów.
Krzysztof Pilawski
28.03.2024
W 1904 r. w Żółwinie po raz pierwszy rozbłysło światło elektryczne. Dopiero cztery lata później na ulice Warszawy wyjechał pierwszy tramwaj elektryczny.
07.03.2024
W 1857 r. pojawiła się na balu na Zamku Królewskim z włosami ufarbowanymi na żółty kolor, szokując namiestnika Królestwa Polskiego. Była z nami krótko, ale pozostawiła po sobie w Żółwinie trwałą pamiątkę – pałac przy obecnej ulicy Nadarzyńskiej.
28.02.2024
Patrząc na żółwińskie dachy z panelami słonecznymi, przypomnieliśmy sobie o oznaczonym na mapie okolic Warszawy z 1829 r. wiatraku, który znajdował się w pobliżu obecnego skrzyżowania Nadarzyńskiej i Słonecznej, czyli na ówczesnym końcu naszej wsi.
09.12.2023
Tradycja hodowli ryb w stawach na terenie majątku Żółwin sięga zapewne jego początków, czyli końca XVI wieku.